Jakiś bogaty wariat wybudował tu ruiny zamku!
Dość dawno temu usłyszałem to zdanie jadąc z grupą osób w
okolicach Marczyc i Sosnówki. Byłem
bardzo zaskoczony, tyle że nie istnieniem Zamku Henryka, co szczerym zwątpieniem
w sens takiej inwestycji w oczach autora wypowiedzi.
Wielokrotnie też spotykałem się z niemal bojowym nastawieniem polskich turystów,
kiedy to stojąc przy ruinach dolnośląskich zamków i pałaców zapierali się, że to
efekt niemieckich wyburzeń w trakcie II wojny światowej, a nie destrukcyjne
działania powojennej ojczyzny.
Za każdym razem w takich przypadkach przypominają mi się dwie sytuacje:
- Opowieść jednego z niemieckich potomków tutejszych przedwojennych właścicieli ziemskich o tym, że jego ojciec nie mógłby przyjechać do powojennej Polski, bo po prostu pękłoby mu serce.
- Opowieść jednego z polskich potomków przedwojennych właścicieli ziemskich na obecnej Białorusi o tym, że jego ojciec nie mógłby pojechać w tamtejsze okolice, bo po prostu pękłoby mu serce.
Czym różnią się te dwie sytuacje?
Lekarstwo na dziedziczne nadciśnienie
Przez dziesięciolecia straszy się nas kolejnymi wojnami,
imperialną stonką, rewindykacjami, imigrantami, a ostatnio nawet walutą Euro z
przekonaniem, że „głupi lud to kupi”. Identycznie było z wieloletnim budowaniem
w społeczeństwie świadomości, że na Dolnym Śląsku właściwe tradycje i kultura
przyszły wraz z „odzyskaniem” Ziem Zachodnich. Niestety ten stan postrzegania
rzeczywistości w wielu głowach trwa do dzisiaj. Warto więc zdjąć klapki tych
stereotypów z oczu i zająć się „genetyką kulturową”.
Należy to robić oddolnie, trzymając ideologię i politykę od tych działań jak
najdalej. Nie raz słyszałem, że to walka z wiatrakami i po co komu to dziedzictwo kulturowe. Nic bardziej
mylnego. Inaczej stracimy swoją lokalną tożsamość, czyli zostaniemy nikim z
niczym.
Łopatologia stosowana
Wszelkie obawy i nieświadomość czynów biorą się z braku wiedzy i nieznajomości podstawowych faktów. Zatem przyjmijmy takie oto łopatologiczne porównanie, że dziedzictwo kulturowe to inaczej otrzymanie w spadku czegoś bardzo wartościowego. Spadek można dostać po bliskich nam osobach lub też od kompletnie niezwiązanej z nami więzami pokrewieństwa osoby lub instytucji.
Otrzymany dar ma dla nas pewną wartość i jednocześnie sprawia, że czujemy się za niego odpowiedzialni.
W większości przypadków taka samoocena prowadzi do wniosku, że pragniemy do tego nagromadzonego kapitału dołożyć cząstkę od siebie, powiększyć go i przekazać w spadku następnym pokoleniom. Ludzie w większości oczekują poczucia sensu swych działań oraz pozostawienia po sobie śladu na ziemi. Tak było, jest i zapewne będzie, bo to jest właśnie „genetyka kulturowa”.
Jak w Ameryce
Tereny Karkonoszy i ich okolic przypominają trochę USA. Tak zróżnicowanego miejsca pod względem mieszkańców, ich kultur i tego, co po sobie zostawili, nie znajdziemy chyba w całej współczesnej Polsce. Tu każdy jest skądś, a autochtoni prawie wymarli lub dawno przesiedlono ich z rodzinami w dalekie kraje. Odkąd ludzie zaczęli zapuszczać się świadomie w okolice Karkonoszy i opisywać co widzą wiemy, że to kraina ogromnych możliwości i cenne źródło jak najbardziej realnych skarbów.
Już starożytni Rzymianie doskonale znali potencjał i skarby Gór Olbrzymich. Za nimi przywędrowali tu poszukiwacze minerałów i drogocennych kamieni z terenów obecnych Włoch, Francji czy Belgii – których zwano Walonami. Kilka wieków później osiedlili się tu wygnańcy religijni z Tyrolu, a stale napływające grupy huculskich górali i wędrownych Romów dodawały kolorytu swymi umiejętnościami, zwyczajami i strojami. Po II wojnie światowej inne niż dotychczas nacje zasiedliły te ziemie, przynosząc ze sobą mieszankę różnych tradycji i innego widzenia świata. Dosłownie przeorano to, co zastano prowadząc rabunkową działalność na delikatnej tkance kulturowej.
Z małymi wyjątkami niszczono wszelką spuściznę po wygnanych gospodarzach tych ziem. Te szkody są odczuwalne i widziane do dzisiaj. Jednak kulturowa samoświadomość w narodzie ulega powolnej poprawie i gromadzi wokół tej idei społeczność „nawiedzonych pasjonatów”.
Współcześni odkrywcy skarbów
Patrząc na to, kto teraz osiedla się na terenie Karkonoszy i w ich okolicach, można by rzec, że ściągają tu współcześni odkrywcy skarbów z całego świata. Co ciekawe, sporo młodych i urodzonych na miejscu ludzi wyjeżdża „za chlebem” na tak zwany zachód.
Kwestia wyobraźni, obranych celów i wyboru drogi życia.
Od dawien dawna wiadomym jest, że skarby najczęściej leżą pod nogami, tylko trzeba je zobaczyć i po nie się schylić. Widzą to doskonale ludzie z innych terenów Polski, Niemiec, Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii, Australii, Włoch, Belgii, USA, Czech, Ukrainy i tak można by wyliczać w nieskończoność. Znowu tworzy się niesamowity tygiel kulturowy, w który każda z nacji wrzuca coś od siebie, stale miksuje, kreując nowe i fantastyczne rozwiązania. Wspólnie wzbogacają nasz region i jednocześnie dbając o tradycje nagromadzone przez wieki, tworzą bardzo ciekawe w formie i treści dziedzictwo kulturowe. Oni doskonale widzą piękno tych miejsc i ogrom możliwości, jakich nie sposób doświadczyć w poukładanej „Starej Europie”.
To nowe pokolenie Walonów, dzięki któremu przed wiekami zbudowano fortuny oraz rozsławiono w świecie Góry Olbrzymie. I praca ta trwa nadal.